RED-NOTE: Blog Blog https://red-note.com.pl/ Thu, 28 Mar 2024 08:47:10 GMT urn:store:5f4756d384b7995f890868ff:blog:post:604547a6b434c52af2e00a28 https://red-note.com.pl/czy-gitarzysta-powinien-uprawiać-sport Czy gitarzysta powinien uprawiać sport?                Pamiętam takie czasy – w końcu prawie od 40 lat stąpam po tym łez padole – kiedy manifestacyjnie niesportowy tryb życia był wpisany w kodeks honorowy prawdziwego gitarzysty, albo szerzej, prawdziwego muzyka. Grałem nawet kiedyś na takim festiwalu, na którym kilku gości dumnie nosiło koszulki z napisem „piwo to moje paliwo”. Zdarzyło mi się na jednej z imprez, spotkać perkusistę, który poszukiwał… swoich własnych żeber, co każe ponad wszelką wątpliwość sądzić że pił… i to na pewno nie koktajl na mleku sojowym.

                Mawiają, że ryba psuje się od głowy, albo że przykład idzie z góry. W kontekście dzisiejszego tematu trudno się z tym nie zgodzić. Tradycja używania wśród muzyków ma wielu mentorów. Czy ktoś potrafi wyobrazić sobie Slasha uprawiającego sport? Cóż, musielibyśmy rozszerzyć definicję sportu o picie Jacka Danielsa i palenie papierosów Marlboro – jedno i drugie wyczynowo, w ilościach przemysłowych. Ale uwaga! Ten sam Slash wypowiedział się pewnego razu na temat Zakka Wylde’a i stwierdził: „Tak znam go (…) Gra na takiej samej gitarze jak moja, tylko k…! trzy razy szybciej.” No i z jednej strony wiadomo, że Zakk w temacie spożycia, tak jak Slash, gra w ekstraklasie ale z drugiej,  wystarczy spojrzeć na jego sylwetkę, żeby jednoznacznie stwierdzić, że ze sportem miał do czynienia i było to pewnie solidne trenowanie.

                Czasy się trochę zmieniły. Ludzie żyją bardziej świadomie i z tym nierozerwalnie łączy się uprawianie sportu, bo, jak twierdzą specjaliści, ma on dobroczynny wpływ na nasze życie, zresztą powszechnie to wiadomo. Ale jak go połączyć z grą na gitarze? Wystarczy przyjrzeć się tematowi nieco bliżej, żeby przekonać się, że te dwie dziedziny maja zaskakująco wiele punktów zbiegu.

Punkt pierwszy – heavy mental. W uprawianie sportu jest wpisane klika cech  mentalnościowych. Mówi się, że sport kształtuje charakter bo wymaga: samozapacia, żelaznej samodyscypiny, uporu i  wiary we własne możliwości, konsekwencji w dążeniu do celu, poświęceń, brania się za bary z własnymi słabościami, systematyczności, regularnego przezwyciężania postawy „dziś mi się nie chce”, odporności na porażki… można by wymieniać i wymieniać. Gdyby choć część z tego zaimportować na gitarowe podwórko byłoby naprawdę pięknie.

Honor sportowca – osiągnięcie sukcesu w sporcie wiąże się z postępowaniem w myśl etosu ciężkiej systematycznej pracy. Sport obnaża ludzkie słabości, a mierzenie się z nimi to swojego rodzaju walka, którą każdy musi stoczyć sam. Honor prawdziwego sportowca nie pozwala sięgać po ułatwienia i przyśpieszacze, a ci którzy po takowe sięgają zostają ukarani i napiętnowani (patrz: NRD-owskie lekkoatletki, które „za karę” za branie dopingu, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przemieniły się w osobliwie przystojnych młodzieńców). W graniu na gitarze jest pokusa obstawienia się różnego rodzaju substytutami. I tak np. z jednej strony wynalazek aktywnej elektroniki pomaga, ale z drugiej podświadomie implikuje oczekiwanie, że to czego się nie dogra to się doaktywuje elektronicznie. Podobnie ma się rzecz z sytuacjami studyjnymi, bo kwestie niedograne można skopiować, zapętlić, wyrównać, wyedytować… a gdyby tak w myśl sportowego etosu porzucić takie drogi na skróty i oprzeć absolutnie, totalnie wszystko o rzetelne granie.

Profilaktyka – praktyki prozdrowotne w grze na gitarze? Oczywiście, że tak! Grając spędzamy wiele godzin w pozycjach stałych, niekoniecznie zdrowych dla kręgosłupa. Okolice dłoni i nadgarstków (niestety!) są eksploatowane ponad miarę poprzez wykonywanie olbrzymiej ilości ruchów na niewielkiej powierzchni. W dłuższej perspektywie może to spowodować cieśnie i inne dolegliwości utrudniające nie tylko samą grę ale i funkcjonowanie w ogóle. Sport rozszerza płaszczyzny działania naszych mięśni, ścięgien, kośćca… wzmacnia, stabilizuje, a przy tym czyni nasz aparat wykonawczy bardziej sprawnym i skutecznym.  Możemy więc grać dłużej, zdrowiej i bardziej bezpiecznie. A skoro już przy tym jesteśmy…

Mocne centrum dowodzenia – gra na instrumencie to, gdybyśmy sięgnęli do genezy, ścisła korelacja między mózgiem i mięśniami. To taki system naczyń połączonych, w którym niezliczona ilość zdarzeń odbywa się w niewiarygodnie krótkim czasie. Aktywność fizyczna dotlenia mózg i wzmacnia mięśnie. Wniosek – doładowujemy to,  co leży u absolutnych podstaw naszego grania. Poza tym sport uwalnia w naszym organizmie endorfiny, dzięki którym trawa staje się bardziej zielona, niebo niebieskie, a ulubione solówki brzmią lepiej i w ogóle wszystko to gra jakby fajniej, bo nie od dziś wiadomo: „w zdrowym ciele zdrowy duch”.

Metoda – dobre wyniki w sporcie to efekt metodyki, która bezpośrednio przekłada się na to czy pobiegniemy szybciej, skoczymy dalej, podniesiemy więcej… Ta metodyka składa się ze starannie przemyślanej ilości powtórzeń, zaplanowanych cykli i dokładności w wykonywaniu ćwiczeń. Kultura fizyczna ma to do siebie, że za potraktowanie metodyki w sposób niedbały otrzymujemy żółtą kartkę w postaci irytującego braku efektów, albo czerwoną w postaci kontuzji. I to jest kolejny powód, na to, że warto wziąć gitarę i podpatrzeć co się na tym sportowym podwórku dzieje. Jeśli gramy na instrumencie z uczuciem, że nie jest tak fajnie jak mogłoby być, to być może jest to właśnie efekt braku skutecznej metody, a jeśli jest OK… Cóż, porządny trener powie: „nigdy nie jest tak dobrze żeby nie mogło być lepiej.”

No i w tym momencie dotarliśmy do dość niecodziennej konkluzji, że gra na gitarze to w pewnym sensie dyscyplina sportowa. Trochę to stwierdzenie zgrzyta, bo muzyka to muzyka, a rozgrywanie zawodów w szybkim graniu Lotu Trzmiela sprawia, że Nikołaj Rimski-Korsakov przewraca się w grobie. Jednak gdyby na zagadnienie spojrzeć od strony tego co nas w sporcie może inspirować, dałoby to całkiem sporo stricte muzycznych profitów, czego sobie i Wam z całego gitarowego serca życzę (JSR)

]]>
urn:store:5f4756d384b7995f890868ff:blog:post:5f6b18eeb434c52af22ff6e2 https://red-note.com.pl/winda-czyli-sposób-na-improwizację Winda, czyli sposób na improwizację.      Improwizacja to bezsprzecznie jeden z najważniejszych elementów gry na gitarze. Otwiera całą paletę muzycznych możliwości, od sztuki kreacji po aspekt towarzyski muzykowania, bo przecież wiadomo, że od jam session w doborowym towarzystwie lepsze może być tylko… No właśnie! Nawet trudno przytoczyć, co może być lepsze niż porządne jam session. Natomiast łatwo sobie wyobrazić przeciwny biegun, bo jedną z najgorszych rzeczy, która może się przydarzyć gitarzyście jest obecność na scenie, na której gra dobry skład muzyków, jest brzmienie, felling, publiczność i kiedy wreszcie przychodzi moment – te dwanaście taktów, w których trzeba zaimprowizować i pokazać światu to jedyne solo, wychodzi… tak sobie! Bo ta zagrywka w pierwszej pozycji pentatoniki jest jak adidasy z promocji w decathlonie - nosi je pół osiedla! I to jest ten moment kiedy  rozpoczyna się poszukiwanie rozwiązań, bo przecież gitarowy honor każe pomścić klęskę ostatniego jamu, a pomsta powinna być krwawa. Toteż celujemy w: a) shreed, żeby następnym razem zabić wszystkich techniką b) w ładunek intelektualny, żeby improwizować w takich skalach i takich przebiegach, o których nie słyszał sam Guthrie Govan, c) w shreed nacechowany ładunkiem intelektualnym, żeby tą mieszaniną zabić nawet Guthrie Govana (na wypadek gdyby przez przypadek pojawił się na następnym jam session…) NIEPOTRZEBNIE! Naprawdę NIEPOTRZEBNIE!!! Nim przejdziemy do bardziej szczegółowych wyjaśnień, pozwólcie, że przytoczę opowieść o windzie.

     Pewien człowiek wybudował biurowiec. Wynajął wszystkie biura i cieszył się, że inwestycja powoli zaczyna się zwracać. Wszystko szło w dobrym kierunku do momentu, aż któregoś dnia jeden z najemców powiedział, że rozważa wypowiedzenie umowy, bo… winda jeździ zbyt wolno, a ponieważ złe wiadomości szybko się rozchodzą, pojawili się następni, którym wolna winda również przeszkadzała. Jedni chcieli odejść, inni żądali obniżki kwoty za wynajem. Zrozpaczony inwestor w panice szukał rozwiązań. Przyśpieszenie windy wiązało się z dołożeniem do interesu horrendalnych kwot i czasowym unieruchomieniem obiektu, co niechybnie przyniosłoby kolejne straty. Zdruzgotany, wieczorową porą poszedł do baru żeby choć na chwilę zapomnieć o problemie. Spotkał tam człowieka, z którym rozpoczął… taką „od czapy” barową rozmowę i od słowa do słowa opowiedział mu o tym co go trapi. Ów człowiek uśmiechnął się pod nosem i robiąc kolejny łyk piwa powiedział: „Problemem twoich najemców nie jest wolna winda tylko czas, który wydaje im się, że marnują. Powieś lustra przy wejściach do tej windy… I jeszcze jedno…”

     Na drugi dzień w biurowcu przed każdym wejściem do windy wisiało lustro, a pod nim napis: „zadzwoń”. Od tego dnia kobiety zaczęły skwapliwie poprawiać make up i fryzury, a i panowie upewniali się, że nadal są tacy przystojni, z kolei kartka z napisem przypominała o konieczności wykonania kilku telefonów i sprawdzeniu facebooka. Problem wolnej windy zniknął.

     Nasze improwizowanie w pentatonice – proste, naturalne i dla wielu oczywiste, często ma syndrom zbyt wolnej windy z powyższej opowiastki. Czasem szukamy rozwiązań, które mając na celu przyśpieszenie tej windy, rozbierają nasz biurowiec do fundamentów i próbują na tym miejscu wznieść… Hmm… nawet nie do końca wiadomo co. A problem, tak jak w przytoczonej historii jest zupełnie gdzie indziej.

     Pentatonika NIE JEST ZBIOREM DŹWIĘKÓW KLASY „B”, a niestety czasem takie piętno na niej ciąży. Trochę tak jakby skale melodyczne, modalne, improwizowanie pasażami… były zarezerwowane dla tych wyedukowanych – zawodowców, a amatorom pozostał  ten lichy geometryczny układ na dźwięków na gryfie.

     O tym, że tak nie jest dobitnie świadczy fakt, że olbrzymia część solówek z panteonu gitarowej muzyki opiera się właśnie o pentatonikę. Mało tego, gdybyśmy na jam session zaprosili któregoś z mistrzów, to jest więcej niż prawdopodobne, że zacząłby od pentatoniki i oczywiście zrobiłby to tak, że wszyscy byliby zachwyceni.

Jak zatem porozwieszać lustra i uczynić z naszej bazowej skali skuteczne i niezawodne narzędzie?

PO PIERWSZE RYTM

     Rytm jest najistotniejszym składnikiem muzyki, dlatego cokolwiek ze swoim graniem robimy, cokolwiek w nim naprawiamy, ulepszamy, usprawniamy, powinniśmy zacząć właśnie od rytmu. Najprościej będzie zrobić to podpinając metronom do codziennych ćwiczeń (jeśli jeszcze go tam nie ma!!!). Warto zacząć od zestawu ulubionych fraz i zagrywek, które siedzą nam pod palcami – tylko one i metronom. W tej konfrontacji trzeba zwrócić uwagę na to, czy nasze całe nuty i półnuty nie zachowują się jak wujek Staszek, który zawsze musiał wyjść wcześniej z rodzinnej imprezy, żeby zdążyć do roboty. Jeśli długie dźwięki nie są dostatecznie długie, to źle! Koniecznie trzeba przypilnować ósemek i triol ósemkowych, żeby były równe i regularne ja seria z kałasznikowa. Co do szesnastek i figur granych gęściej, warto się upewnić czy z uwagi na fakt, że takie szybkie granie jest trudne, nie popełniamy błędu: ,,zagram sobie szybciej, będę miał z głowy”. Bezlitośnie i  bezdusznie tykający metronom odpowie nam również na pytanie: Czy synkopa w naszym wykonaniu to synkopa czy syn chłopa? A gdyby się przez przypadek zdarzyło, że któreś z przytoczonych powyżej pojęć na poziomie definicji i w praktyce nie jest do końca jasne, jak mawiał wujek Staszek nim wyszedł do roboty:,,(…)coś mi świta ale nie wiem w którym kościele…” to tę lekcję trzeba niezwłocznie odrobić.

INTONACJA

     Nie tylko w improwizacji, ale w muzyce w ogóle ważne jest które dźwięki gramy. Zaraz potem w hierarchii wartości trzeba by ustawić kwestię - jak gramy? Żeby uzasadnić rolę intonacji w muzyce, spróbujmy przyjrzeć się intonowaniu w mowie – wszak mówi każdy z nas. Zwróćcie uwagę, że jeśli do słowa: „Naprawę?” dołożymy znak zapytania, to przez różne odcienie tej pytającej intonacji możemy wyrazić podziw z nutą niedowierzania, w innym ujęciu wyrazimy powątpiewanie z odrobiną drwiny, ale również odpowiednio intonując nasze: „Naprawdę?” jesteśmy w stanie wyartykułować żal czy wręcz rozpacz. Analogicznie rzecz się ma w uprawianiu muzyki. Intonowanie dźwięków granych na gitarze może dobywać się na dwóch płaszczyznach:

  • Akcentowanie, dzięki któremu grane frazy staną się bardziej czytelne i komunikatywne i to jest absolutne ABC gry na każdym instrumencie.
  • Używanie środków wyrazu, takich jak wibrato, legato, bending, slede, rake, dwudźwięki… Wszyscy jesteśmy świadomi ich istnienia, ale jeśli poświęcimy im wystarczająco dużo uwagi staną się prawdziwym orężem, dzięki któremu każdorazowo do swojego grania możemy dodawać niepowtarzalny koloryt i fakturę.

POZYCJE

     Znajomość wszystkich pozycji pentatoniki, nie jest wiedzą tajemną. Większość z nas je zna, a ci którzy jeszcze nie znają są w stanie to szybko nadrobić. Rzecz w tym, żeby cztery spośród nich nie były jak pakiet czterystu pięćdziesięciu kanałów TV, których istnienia jesteśmy świadomi, tylko dlatego, że co miesiąc za nie płacimy. Jak z nich korzystać? Trzeba po prostu systematycznie ogrywać każdą z pozycji. Gdybyśmy chcieli wykonać takie ćwiczenie: włączamy pięciominutowy backing track i improwizujemy do niego używając wyłącznie drugiej pozycji, to prawdopodobnie po półtorej minuty okaże się, że to wcale nie jest takie proste jak się na początku wydawało, i że pierwsza pozycja przyciąga nas jak magnes. Paradoks polega na tym, że to wciąż te same pięć dźwięków, ale ich geometria i usytuowanie w nieco mniej uczęszczanym rejonie gryfu sprawiają, że gra się jakby trudniej. I tutaj ważna uwaga - z tych samych uwarunkowań wynika cały zestaw nowych możliwości, bo już znane dźwięki w nowych korelacjach mogą tworzyć unikalne połączenia.

KROSOWANIE

     Kiedy już rozpracujemy wszystkie pozycje trzeba dołożyć wszelkich starań, żeby się te pozycje ze sobą zaprzyjaźniły i zaczęły kooperować. To jest next level jeśli chodzi o poziom trudności, bo po pierwsze musimy myśleć o kilku pozycjach jednocześnie, po drugie opanować ich przebieg manualnie. Wypracowanie sprawności w poruszaniu się pomiędzy pozycjami zajmuje trochę czasu, ale warto poczynić taką inwestycję, ponieważ pomaga ona spolaryzować granie i pozbawić je monotonii wynikającej ze zbyt długiego pobytu w jednym segmencie gryfu.

ŚWIADOMOŚĆ DŹWIĘKÓW

     Jedną z najgorszych rzeczy jakie możemy zrobić improwizując jest oderwanie solo od akompaniamentu. Zwróćcie uwagę, że to już na poziomie opisu brzmi źle, ale niestety się zdarza. Żeby była pełna jasność - w tym oderwaniu nie chodzi o ko(s)miczne sytuacje w stylu pomylenie tonacji, tylko o  dobranie do linii solowej takich dźwięków, które w kolejce do ogrania danego momentu w harmonii powinny ustawić się na samym końcu.

Niedopuszczenie do tego wymaga znacznie więcej wysiłku. Od czego zacząć – najlepiej od przeanalizowania budowy akordów podstawowych (temu zagadnieniu poświęcimy osobny wpis), krok numer dwa: Każdy z nas ma pewnie gdzieś w szufladzie schemat petnatoniki. Byłoby warto przyjrzeć mu się pod kątem tego, z jakich dźwięków się składa i jak te konkretne dźwięki korelują z poszczególnymi składnikami akordów. To jest robota, o której musimy myśleć w dłuższej perspektywie czasowej i niewykluczone, że trzeba ją będzie podeprzeć pomocą kogoś, kto ma wiedzę na ten temat. Ale ten wysiłek naprawdę się opłaci, bo uchroni nas od grania solówek „O krasnoludkach i sierotce  Marysi.”

     Każdy z nas w drodze do miejsca, w którym się aktualnie znajduje (w kontekście swojego gitarowego rozwoju) wykonał sporo pracy. To jest proces, w trakcie którego bywa, że gubimy detale. Czasem warto się zatrzymać, zrobić kilka kroków wstecz i pozbierać to co nam wypadło. Pomyślcie o tym, gdy następnym razem zdarzy wam się… czekać na windę.

Dziękuję za dzisiejsze spotkanie. Pozdrawiam Was serdecznie-gitarowo, Jacek Sroka-Ritau.

 

]]>
urn:store:5f4756d384b7995f890868ff:blog:post:5f56955ba94e3e4b4c4a7f95 https://red-note.com.pl/gramy-polski-przebój Gramy Polski Przebój Piosenka jest gatunkiem zwiewnym, lekkim... ale w tej zwiewności i lekkości zawiera się wielki potencjał. Utwór ,,Ale Jestem" Anny Marii Jopek jest przykładem muzycznej koegzystencji przebojowości, wartościowej warstwy muzycznej i mocnego literacko tekstu. Jacek Sroka-Ritau udaje się na Mazury, tam szuka inspiracji do zaaranżowania tego utworu na gitarę akustyczną. W tej podróży zawiera się wiele, nie tylko muzycznych ciekawostek.

]]>
urn:store:5f4756d384b7995f890868ff:blog:post:5f566046a94e3e4b4c49c1f9 https://red-note.com.pl/sekret-mistrzów-czyli-zagubione-34-i-krzywa-wielbłądowa Sekret mistrzów, czyli zagubione 3/4 i krzywa wielbłądowa Pewnie sto razy słyszeliście, że granie na gitarze nie jest takie łatwe, że wymaga pokory, cierpliwości i tych wszystkich cnót, których gdybyśmy jako gitarzyści mieli powszechną świadomość, bylibyśmy jak mnisi z Shaolin. Tymczasem, jeśli już jesteśmy przy porównaniach do sztuk walki, bywa, że bliżej nam do Chucka Norrisa, który nie je miodu, a żuje pszczoły i piwo otwiera kopnięciem z półobrotu. W muzycznej praktyce sprowadza się to do tego, że - mówiąc wprost nie - zawsze, jesteśmy w graniu na gitarze tak zarąbiści jak się nam wydaje. I gdybyśmy sobie zrobili bezlitośnie obiektywny test oczekiwania vs rzeczywistość, to moglibyśmy z jego wyniku być… powiedzmy oględnie… umiarkowanie zadowoleni.

     Żeby w taką pułapkę nie wpaść i mimo wszystko swoją gitarową postawą kierować się w stronę jakości i niebezpodstawnej satysfakcji, warto pochylić się nad tym jak pracujemy z muzyką. Na początek wprowadzimy  dwa pojęcia:

ODEGRANIE I WYKONANIE        

     Przyznacie, że to „odegranie” nie brzmi dobrze. Kojarzy się z odbębnieniem, odrobieniem pańszczyzny i ogólnie czymś co nasze babcie określały staropolskim mianem: „z łaski na uciechę”. Co innego wykonanie. Jak ktoś wykona utwór… to szacun! Co to oznacza? Poznajemy nowy numer, zdobywamy opracowanie, uczymy się z tutoriala na YouTube, rozpracowujemy go samodzielnie… i kiedy już go mamy, nasze prace nad tym konkretnym utworem się kończą. Sięgamy po następny, a później po następny i jeszcze inny… I prawdziwy test naszych umiejętności przychodzi, kiedy coś trzeba zagrać tak na serio, znienacka, od początku do końca. I wtedy na ogół nie działa! A nie działa z bardzo prostej przyczyny, czyli niedoszacowania czasu, który jest potrzebny na zadowalające opanowanie danego kawałka muzyki. Jak to powinno wyglądać w teorii a jak wygląda w praktyce? Obrazuje to poniższa ilustracja:

Czerwony odcinek od startu do odegrania to czas, który zainwestowaliśmy w opanowanie nowego utworu i tyle na ogół poświęcamy na pracę nad nowością w naszym repertuarze, co sprawia, że w warunkach bojowych, nasze granie, owszem, przechodzi test odegrania ale wykonania już nie. Zwróćcie uwagę, że na tym poziomie cała rzecz rozbija się o czas. Jeżeli na poznanie czegoś nowego przeznaczyliśmy, dajmy na to pięć godzin i wydaje nam się, że jest OK, to powinniśmy mieć świadomość, że potrzeba jeszcze 15, żeby było naprawdę OK. Oczywiście nie sposób tego ująć w sztywne proporcje, ale odegranie od wykonania dzieli na ogół wielokrotność tej startowej jednostki czasowej.

John Petrucii zapytany jak ćwiczy, odpowiedział, że trzon jego ćwiczeń odbywa się w studiu podczas prac nad repertuarem na poszczególne płyty. Jak doskonale wiemy przygotowanie utworu do nagrania i samo nagranie go, to wielogodzinne próby i niejednokrotnie niekończące się podejścia do poszczególnych fragmentów. Na czystą, studyjną logikę możemy przyjąć, że od koncepcji do momentu, w którym utwór w ostatecznej, zmiksowanej i zmasterowanej wersji opuści studio, będzie musiał zostać rozłożony na czynniki pierwsze i przemielony dziesiątki, a może setki razy. I to jest jeden z powodów, dla których tym wielkim zawsze wychodzi.

I pewnie teraz powiecie: „No dobra, to jest John, ale on jest tam gdzie jest, a ja nie mam takich możliwości ani czasu, który mógłbym poświęcić wyłącznie muzyce.” I to oczywiście jest argument, ale jeśli do zagadnienia podejdziemy świadomie, to przede wszystkim mamy na uwadze fakt, że odegrać nie wystarczy, a to już dużo. Kiedy złapiemy bazowy poziom wykonawczy możemy go rozszerzać i dopracowywać stopniowo, wracając do niego co pewien czas, z jakąś regularnością. Świadomość sprawi, że będziemy mogli z naszego wykonania wyodrębnić te elementy, które wymagają większej uwagi. I tu dochodzimy do kolejnego etapu, czyli do krzywej wielbłądowej.

KRZYWA WIELBŁĄDOWA

Każdy nowy utwór pod względem stopnia trudności przypomina sinusoidę, choć pewnie sinusoida jest bardziej regularna. Na potrzeby tego materiału nazwiemy ją krzywą wielbłądową, bo przy odrobinie wyobraźni, w górnym przebiegu naszej sinusoidy dostrzeżemy garby wielbłąda (być może ktoś dostrzeże coś innego;)

Czerwona linia oznacza poziom umiejętności, z którym podchodzimy do nauki nowych rzeczy. Widać więc, ze zakreskowane na zielono garby pokazują te fragmenty utworu, które na starcie są trochę poza naszym zasięgiem. Na marginesie - warto sobie tak dobierać repertuar, żeby takie garby, w rozsądnej ilości się w nim pojawiały, wtedy z każdym nowym utworem mamy warsztatowy upgrade.

Problem w tym, że wielu, zwłaszcza początkujących gitarzystów podchodzi do tematu w następujący sposób: Gram od początku do końca. Co umiem, to umiem, a rzeczy nowe i trudne (czyli garby) biorę z rozpędu, jak się uda to OK, jak się nie uda to trudno – kiedyś wreszcie wejdzie.  I to jest błąd! Owszem najpierw musimy spróbować uchwycić cały utwór, w myśl zasady „od ogółu do szczegółu”, ale następny krok, to rozebranie go na czynniki pierwsze i wzięcie na warsztat przede wszystkim tego czego nie umiemy. Po dokładnym oszlifowaniu garbów, próbujemy je zainstalować w reszcie utworu i wypróbować czy gra – trochę jak mechanik, który sprawdza czy nowa, bądź zregenerowana część pracuje w starym silniku jak należy.

Jeśli na tym polu nie wykażemy się cierpliwością, starannością, swojego rodzaju uporem, ale i kreatywnością (czasem trzeba coś inaczej opalcować, ustawić w innym rejonie gryfu itd.) to te garby będą negatywnie oddziaływać na całe wykonanie. Pierwszym symptomem takiego oddziaływania jest to, że fragmenty łatwe (poniżej czerwonej linii) gramy za szybko, a to co trudne – zbyt wolno.

     Odnalezienie zagubionych ¾ w pracy nad utworem i dostosowanie standardów pracy z nim do wykresu krzywej wielbłądowej nie jest niczym trudnym, wymaga tylko czasu i świadomości. Korzyść, którą otrzymujemy z takiego podejścia jest bezdyskusyjna i naprawdę pomaga grać lepiej.

]]>
urn:store:5f4756d384b7995f890868ff:blog:post:5f565d81a94e3e4b4c49bc24 https://red-note.com.pl/mniej-dźwięków-więcej-muzyki Mniej dźwięków - więcej muzyki. Tematy muzyczne o prostej i niepozornej strukturze nieraz zdają się mieć większą ,,siłę rażenia" niż rozbudowane, wielowątkowe kompozycje. Głównym tematem filmu jest gitarowa aranżacja subtelnie pięknej kompozycji Wojciecha Kilara ,,My Life Before Me"

]]>
urn:store:5f4756d384b7995f890868ff:blog:post:5f53eed32250826bc26c1f52 https://red-note.com.pl/mitologia-gitary Mitologia Gitary ]]> urn:store:5f4756d384b7995f890868ff:blog:post:5f53ee872250826bc26c1cc0 https://red-note.com.pl/paganini-feat-reksio-czyli-jak-odbrązowić-klasykę PAGANINI feat. REKSIO Tym razem na w programie Guitar On Włącz Gitarę na muzyczny warsztat trafia klasyka. Dlaczego powinniśmy jej słuchać? Co wyjątkowego jest w tej muzyce? Wreszcie, jak to się dzieje, że jest to dziś gatunek niepopularny. Na to i inne pytania pada odpowiedź w filmie. Na koniec jak zwykle gitarowe wyzwanie - niezwykły cover, miks ,,Kaprysu 24" Nicolo Paganiniego z tematem otwierającym film animowany Reksio. 

]]>
urn:store:5f4756d384b7995f890868ff:blog:post:5f53ed672250826bc26c1c3b https://red-note.com.pl/bohemian-rhapsody-queen-gitarowa-historia-wielkiego-przeboju Bohemian Rhapsody QUEEN Film przedstawia historię jednego z najważniejszych utworów w historii muzyki rozrywkowej. Bohemian Rhapsody grupy Queen to coś więcej niż piosenka, to ikona współczesnej popkultury. Jacek Sroka-Ritau przedstawia proces powstawania dzieła muzycznego, które nie tylko przyniosło sławę zespołowi Frediego Mercury, ale odcisnęło się trwałym piętnem na muzyce XX wieku. Ciekawostką jest zaprezentowany w materiale gitarowy cover utworu.

]]>
urn:store:5f4756d384b7995f890868ff:blog:post:5f53eca42250826bc26c1c08 https://red-note.com.pl/marek-i-wacek-melodia-dla-zuzi Marek i Wacek - Melodia dla Zuzi Głównym tematem filmu jest jeden z najbardziej emblematycznych utworów polskiej muzyki instrumentalnej czyli ,,Melodia dla Zuzi" duetu Marek i Wacek. Jacek Sroka-Ritau ukazuje historię tej kompozycji w szerokim kontekście tego, co działo się w polskiej i światowej muzyce lat'80. Zwieńczeniem materiału jest gitarowy cover tematu. Ciekawostkę stanowi również ukazanie ,,od kuchni" pracy nad tą niecodzienną aranżacją.

 

]]>
urn:store:5f4756d384b7995f890868ff:blog:post:5f53ebba2250826bc26c1ae0 https://red-note.com.pl/piramida Piramida Jak to się dzieje, że facet o aparycji troglodyty, ale grający na gitarze, jest dla przedstawicielek płci pięknej bardziej interesujący niż ładny chłopiec, który przez fałszywą skromność twierdzi, że nie gra, bo słoń nadepnął mu na ucho? Jak wytłumaczyć fenomen, że w każdym domu jest przynajmniej jedna gitara, na której grał dziadek, tato albo wujek Janusz, który, gdyby się nie ożenił, dziś w słonecznej Kalifornii grałby w golfa z Claptonem?

Jednym z powodów jest fakt, że gitara jest najbardziej wszędobylskim spośród wszystkich instrumentów. Trudno sobie wyobrazić rodzaj muzyki, w którym ona nie występuje, a nawet jeśliby się taki znalazło, to po dołożeniu do niego gitary okaże się, że wiosło z nowym gatunkiem łączy się jak urządzenie mobilne z WiFi.

Inny powód jest taki, że mamy do czynienia z instrumentem, na którym łatwo o pierwsze widoczne (słyszalne) efekty. Tutaj jednak pojawia się opinia, że gitara to najłatwiejszy instrument dla amatora i najtrudniejszy dla zawodowca. Z pierwszą częścią tezy raczej trzeba się zgodzić,  co do drugiej – o ile sformułowanie „najtrudniejszy” jest dyskusyjne, to wypada obiektywnie stwierdzić: po prostu trudny. Z czego to wynika? Grając na czymkolwiek szesnastkami w tempie 120 bpm, precyzyjnie wydobywamy osiem dźwięków na sekundę. Jeśli robimy to na gitarze, musimy zmierzyć się z artykulacją rozłożoną na trzy płaszczyzny – lewa ręka prostopadle dociska struny i porusza się wzdłuż gryfu (to już dwie), prawa równolegle artykułuje dźwięki (trzecia). Uprawianie muzyki jest polisensoryczne, czyli w bardzo dużym stopniu angażuje wiele zmysłów. Suma tego wszystkiego sprawia, że mózg gitarzysty pracuje na niewiarygodnie dużych obrotach. Z badań prowadzonych przez neurologów wynika pewne obrazowe porównanie: czytanie jest dla mózgu jak jogging dla ciała, rozwiązywanie równań jak tenis, gra na instrumencie o takim stopniu złożoności jak gitara to walka bokserska, którą trzeba stoczyć po zaliczeniu triathlonu.

Nie każdy musi być zawodowcem, ale profesjonalny poziom gry jest w zasięgu dla wielu z nas. Jak do niego dojść? Przede wszystkim potrzebny jest dobry plan, który można przedstawić  w formie piramidy.  

Pierwsze i ostatnie piętro naszej piramidy zostawimy sobie na deser.

PIĘTRO DRUGIE – TEORIA I ZASADY MUZYKI

Znajomość podstawowych zasady muzyki jest najwżniejszym elementem gry na każdym instrumencie i to dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem. Muzyka posługuje się swoim językiem, być może najdoskonalszym jaki zosał wymyślony przez człowieka. Jest to język, w którym za pomocą garści piktogramów jesteśmy w stanie zapisać wszystko, od dziecięcych melodyjek po dzieła Wagnera, a ponieważ muzycy komunikują się w tym języku, będzie to do odczytania pod każdą szerokością geograficzną, warunek – znajomość tego języka. Z kolei na poziomie indywidualnej pracy z instrumentem znajomość teorii i zasad jest jak porządna instrukcja obsługi. Nuty, harmonia, czyli budowa akordów i reguły współpracy między instrumentami oraz skale – tak w skrócie wygląda podstawowy pakiet starowy dla gitarzysty.

PIĘTRO TRZCIE – TEORIA I ZASADY GRY NA GITARZE

               Wszystko co znajdowało się na drugim piętrze musi zostać przełożone na specyfikę gitary. I tak na przykład wartości rytmiczne nut są wspólne dla całej muzyki i wszystkich instrumentów, ale… na przykład dźwięk „E” możemy wydobyć z dwunastego progu na strunie E, z siódmego progu na strunie A i z drugiego progu na strunie D. Rzecz w tym, że w tych trzech pozycjach ten konkretny dźwięk E będzie miał tę samą częstotliwoś, co oznacza, że będzie brzmiał dokładnie tak samo (kto nie wiedział niech sprawdzi), mało tego, będzie miał jendą kropkę na pięciolinii. Gitarzysta na podstawie przebiegu melodii będzie musiał zadecydować, której pozycji użyje. W fortepianie dźwiękowi o tej wartości przypisany jest jeden klawisz. Takich „przełożeń” jest więcej i o ile odczytywanie nut rzeczywiście bywa uciążliwe, to są momenty, w których specyfika gitary staje się błogosławieństwem, na przykład powtarzalność schematów w budowie akordów (na tym polu pianiści wściekają się na asymetrię klawiatury). Niezależnie od wszystkiego, tej charakterystyki trzeba być świadomym i systematycznie ją poznawać.

TECHNIKA GRY

Uwaga, odbijamy się od protekcjonalnej gadki o znaczeniu teorii (przynajmniej na chwilę). Kto choć przez chwilę nie chciał zasuwać jak Vai, Satriani, Pertucci, Morse albo Di Meola niech pierwszy rzuci kamieniem w swoją gitarę. Oczywiście, że każdy kiedyś chciał. Mało tego, nadal wszyscy chcą, z tym, że ci, którym poszły zakola i urosły brzuchy stali się kołtunami i nie bardzo  umieją się do tego przyznać, a jeśli mówią, że od techniki sto razy ważniejszy jest feelling, to tylko karmią to swoje kołtuńswo i w mało przekonujący sposób usprawiedliwiają swoje lenistwo. Zapas techniki dla gitarzysty jest dokładnie tym samym co 4,5-litrowy, 605-konny silnik V8 w ferrari Italia. Oczywiście, że nikt rozsądny nie wykorzysta tej mocy jadąc rano po bułki, ale świadomość, że z takiej jednostki można w każdej chwili odwinąć tak, że jadącym obok samochodom zejdzie powietrze z opon jest podniecająca i sprawia, że każdy chciałby mieć takie ferrari (oprócz kołtunów, rzecz jasna, którzy teraz zastanawiają się ile musi kosztować ubezpieczenie takiego auta).

Technika to coś, co pozwala w dowolnym momencie zrealizować dowolny muzyczny zamysł, bez ryzyka narobienia sobie wstydu i to powinien być wystarczający powód by właśnie technice poświęcić odpowiednio dużą liczbę dupo-godzin (to taka jednostka czasowa stosowana przez osoby pracujące na siedząco). Ale, ale… żeby mieć w muzyce jakikolwiek zamysł, trzeba znać teorię.

 

ZASOBY/ ERUDYCJA MUZYCZNA

               Mowa oczywiście o zasobach utworów, które dobrze byłoby przyswoić. Każdy gitarzysta powinien mieć w głowie i w palcach kanon gitarowego grania. Są takie melodie, riffy, solówki…, których po prostu nie można nie znać. Co jest w tych zasobach? Na przykład technika, którą można rozwijać na konkretnych przykładach. Są tam gotowe rozwiązania, które da się legalnie zaimportować do swojego grania. Przerabiając np. jakikolwiek numer zespołu ToTo mamy do czynienia z gitarowym rzemiosłem Steve’a Lukathera, który jako muzyk sesyjny nagrał grubo ponad tysiąc albumów, co czyni go najczęściej nagrywanym gitarzystą w dziejach muzyki – chociażby z tego powodu powinniśmy studiować grę jego i innych mistrzów. Duży zasób muzyki, którą umiemy wykonać jest zwieńczeniem naszego muzycznego wykształcenia, świadczy o naszej erudycji i przygotowuje grunt pod kolejny segment gitarowej piramidy czyli pod improwizację.

IMPROWIZACJA

               To wyjątkowa część muzyki, która powstaje w czasie rzeczywistym, podczas grania. Wkroczenie w świat muzyki improwizowanej to znak muzycznej dojrzałości. Improwizacja jest narzędziem do wyrażania siebie poprzez muzykę i tworzenia własnego stylu gry. I tu najważniejsze - nie jest to granie czegokolwiek, bo to tak jakby za swobodną wypowiedź na zadany temat uznać dłubanie w nosie. Tak jak taka wypowiedź musi posiadać background merytoryczny, logiczny i językowy, tak improwizacja podlega rygorowi osadzenia jej w teorii i zasadach gry. Musi zostać wyrażona odpowiednią techniką i dopiero na końcu możemy powiedzieć o fillingu, nastroju, emocjach itp. Cały ten proces uruchamia naszą wyobraźnię i przenosi środek ciężkości pracy z instrumentem z rejonów odtwórzyczch na poziom kreacji. Daje to naprawdę sporo frajdy, ale pod warunkiem, że spełnia wysokie standardy jakości.

PIERWSZE I OSTATNIE PIĘTRO

               U podstawy naszej piramidy znajduje się motywacja,  a na szczycie cel. Nieprzypoadkowo te dwa elementy zostały wyróżnione - są ze sobą ściśle powiązane. Cel, który chcemy osiągnąć to profesjonalny poziom gry na instrumencie, pomnożony przez to, czego indywidualnie oczekujemy od gitary. Komuś osiągnięcie celu umożliwi ścisłą specjalizację  w określonym gatunku, komuś innemu otworzy drogę do komponowania własnych utworów. Regularne przechodzenie przez wszystkie piętra piramidy nadaje naszym poczynaniom jakość premium.

Motywacja. Żeby o niej opowiedzieć przytoczę następujący case: Pewien czterdziestoletni facet miał nadwagę.  Postawił więc sobie cel – zrzucenie dziesięciu kilogramów. Do osiągnięcia tego celu użył dwóch środków, ograniczył ilość jedzenia i postanowił, że przez sto dni, codziennie będzie biegał na dystansie 3 kilometrów. Taki chellenge. Na początku było trudno, ale każdego dnia, nie zważając na pogodę, samopoczucie, a nawet niektóre obowiązki domowe o godzinie 21:00 wychodził z domu i biegał. Codziennie staczał ze sobą walkę, żeby nie podjadać, jeść mniejsze porcje i sięgać po zdrowe rzeczy. W 92 dniu jego wyzwania szef wezwał go na dywanik i z jakiegoś powodu zagroził mu wylaniem z pracy. Tego samego dnia, po drodze do domu zepsuł mu się samochód, co opóźniło jego powrót o trzy gdziny. W międzyczasie padł mu telefon. Żona zrobiła mu awanturę, która przerodziła się w kłótnię z wyciąganiem brudów z ostatnich dziesięciu lat. Na domiar wszystkiego za oknem lał deszcz i wiał mocny wiatr. Pytanie: czy tamtego dnia nasz bohater poszedł biegać? Tak. A jaka była jego motwacja? Zrzucenie resztek nadwagi? Nie, bo jakie to ma znaczenie, skoro i tak wyleją go z roboty. Żonie, w świetle ostatniej kłótni, jakoś niespecjalnie musi się podobać, koleżankom z pracy też nie, bo przecież zapomną o nim w dniu kiedy wywalą go z roboty… Więc co? To że przez 91 dni dawał z siebie wszystko, żeby osiądnąć swój cel i do końca został mu tylko tydzień. Dobra motywacja, to motywacja przez działanie. W kontekście gry na gitarze kupienie sobie drogiej gitary, nowych stun, wzmacniaczy, przedwzmacniaczy, pickupów czy efektów jest motywacją pasywną, tak samo jak wielogodzinne rozmowy o muzyce czy przeczesywanie internetu. Wszystko to jest fajne, ale do rozwoju jest nam potrzebna motywacja aktywna, np. pobieranie regularnych lekcji, gra w zespole, czy zakrojenie swojego grania na jakiś chellenge. Dziwnie to zabrzmi, ale żeby grać trzeba… grać.

JAK ROZUMIEĆ PIRAMIDĘ?

Piramida często ilustruje coś istotnego (np. piramida żywienia), ponieważ pokazuje wynikanie tego co dzieje się na wyższych piętrach z niższych poziomów. Gitarowa piramida jest propozycją właściwego ustawienia proporcji w naszych poczynaniach z instrumentem. Pokazuje że jeśli na aktualnym etapie swojego rozwoju mamy problemy z jakimś zagadnieniem, to być może  wynika ono z nieodrobienia jakiejś ważnej lekcji (patrz rysunek poniżej).

Czasem chcąc się rozwijać szukamy rozwiązań w różnych zakamarkach gitarowego świata. Potraktujcie to co powyżej jako zaproszenie do spojrzenia na swoją grę z perspektywy, obiektywnie i na chłodno. Właściwe poukładanie własnej piramidy nie będzie  detonacją wszystkiego co dotychczas robiliście, a jedynie małą korektą. Progres to ewolucja, nie rewolucja.

]]>